piątek, 14 listopada 2014

Jak to z tutoringiem (w Płocku) było (i jest)

Publikuję naszą wypowiedź z konferencji w Gdańsku  4 listopada. Zostaliśmy (ja i mój mąż) poproszeni o przedstawienie naszych 4 letnich doświadczeń z wprowadzania tutoringu w dwóch szkołach: w Liceum  Ogólnokształcącym ZOK  „Profesor” w Płocku i w Zespole Szkół Usług           i Przedsiębiorczości w Płocku.
Temat konferencji brzmiał:
"Regionalny system wsparcia nauczycieli"


DLACZEGO zajęliśmy się tutoringiem?

Nudziło nam się w szkole. Sądzimy, że większość nauczycieli też się w szkole nudzi. Pracuje zamiast nich rutyna. Są treserami, administratorami, moralizatorami, są wszechwiedzący. Życie dla nich zaczyna się po wyjściu ze szkoły.
Stąd już blisko do wypalenia zawodowego.
My -  jako dyrektorzy szkół – pod dyktando naszych władz oświatowych – powoli stawaliśmy się stróżami pilnującymi porządku w papierach. Było tych papierów tyle, że powstał z nich mur – odgradzający nas od prawdziwego życia.
Trzeba było zmienić siebie albo zawód.

CO zrobić - gdy dyrektor szkoły nudzi się w pracy?

Zawodu zmieniać nie chcieliśmy. Trzeba było zrobić coś, co by nas przywróciło do życia.
Kurs tutorski przewrócił nasze myślenie o szkole do góry nogami. Postawił nasze Rady Pedagogiczne w dość trudnej sytuacji. Widzieli, że coś się zmieniło w naszym postępowaniu             i w naszej pracy, ale nie rozumieli, o co chodzi.

Henryk podaje przykład: 
Kiedy nauczyciele wysyłali do mnie ucznia, który sprawiał kłopoty, chcieli, abym udzielił mu nagany albo przynajmniej nakrzyczał. Efekt był szybki i widoczny. Ale ja, po kursie tutorskim, przestałem to robić, bo widziałem, że efekt co prawda jest, ale krótkotrwały, a ten uczeń rozumie tylko to, że go skrzyczano. Postawiłem na stole w gabinecie misę z cukierkami i uczeń wysłany         do mnie w pierwszej kolejności dostawał cukierka. Potem siadaliśmy i długo rozmawialiśmy o tym, co się zdarzyło. Starałem się wzbudzić refleksję, uruchomić krytyczne myślenie. Często mi się udawało.

 W międzyczasie postanowiliśmy zorganizować konferencję dla dyrektorów płockich szkół.                O współpracę poprosiliśmy panią dyrektor delegatury Kuratorium Oświaty i Urząd Miasta.              Na konferencję przyjechali nasi tutorzy z Wrocławia i Warszawy. Udział w konferencji wzięło         80 dyrektorów szkół i placówek oświatowych. Zaprosiliśmy wszystkich, także tych, którzy stanowią dla nas bezpośrednią konkurencję.  Wtedy przekonaliśmy się, jak trudno zmienić mentalność naszych kolegów i koleżanek. Padały argumenty:
- może to i dobre, ale to dla pedagoga i psychologa, a my już wiedzieliśmy, że bez dyrektora nic się w szkole nie zadzieje;
-inni mówili, że to nic nowego, bo  oni od dawna tak pracują. Tez już wiedzieliśmy, że to nieprawda.
Jedyne, co nam pozostało, to zabrać się za szkolenie swoich nauczycieli.

JAK PRZEKONALIŚMY swoich nauczycieli?

Zawiązaliśmy coś w rodzaju partnerstwa prywatno - publicznego. Myślę, że to bardzo rzadki przypadek. Opowiedziałam o swoich kursowych doświadczeniach swojej Radzie Pedagogicznej, a potem powtórzyłam to samo w szkole męża. (To raczej ryzykowny manewr – wtrącenie Henryka)
Zgłosiło się około 20 nauczycieli na I edycję i tyle samo na II edycję kursu w Płocku. Kurs prowadziła Fundacja Kolegium Tutorów z Wrocławia.
Wiedzieliśmy, że to dopiero początek. Pracujący tutorzy potrzebowali wsparcia. Dlatego powstała Tutorska Akademia Umiejętności, która stanowi forum dyskusyjne i grupę wsparcia.
Wymieniamy się doświadczeniami, bo w naszych szkołach praca tutorska jest różnie realizowana.
W Zespole Szkół Usług i Przedsiębiorczości wdrożona została od września innowacja pedagogiczna, która obejmuje 3 –letni cykl nauczania i  dotyczy trzech klas pierwszych.
W Liceum Ogólnokształcącym ZOK „Profesor” 8 tutorów pracuje z około 20 podopiecznymi.

JAK TO ZROBILIŚMY?

- zmieniliśmy najpierw siebie i swój sposób pracy,
-zmieniliśmy sposób budowania relacji z nauczycielami – a oni zauważyli te zmiany, ale różnie      na to reagowali. Musieliśmy się zmierzyć z bardzo krytycznym osądem części nauczycieli                  i nie dopuścić do podziałów w Radzie.
- staliśmy się tutorami przede wszystkim dla naszych nauczycieli.

KIEDY? Czyli czas jest bardzo ważny 

Kluczową kategorią jest tu czas. To, co teraz opowiedzieliśmy w ciągu 10 minut trwało prawie 4 lata. Dobra zmiana wymaga czasu.
Podstawową przeszkodą jest niecierpliwość wyniku. Trzeba pytać, słuchać i czekać.  A nauczyciel lubi sprawdzić test i policzyć wynik – najlepiej w procentach.
Perspektywa pracy nauczyciela – to zdanie przez ucznia egzaminu – jak najlepiej. Perspektywa pracy tutora – to całe życie podopiecznego. Przesuwamy akcent z celu na proces.. Dążymy do wyznaczonego celu, ale jesteśmy uważni na to, co się dzieje po drodze.

GDZIE?

Miejsca ważne dla tutoringu:
-szkoła – musi być wydzielone miejsce spotkań dla rodziców i uczniów.
-dom- rodzic prawdziwym partnerem szkoły

Jak to się skończyło?
Otóż nie skończyło się i to jest najlepsze. Wiemy, że jesteśmy ciągle w drodze. Staliśmy się tutorami dla własnych nauczycieli, uczniów, ich rodziców, innych pracowników szkoły – nie lekceważymy ich, bo oni są bardzo ważni.
Czy jest łatwiej? Uczymy się wciąż – nie działać rutynowo. Mamy wątpliwości, jesteśmy otwarci na zmianę, nie utożsamiamy się z funkcją i rolą, z urzędem. Szkoła nie jest dla nas przerwą w życiu – jest życiem. Musimy myśleć, szukać, pytać i ciągle potrzebujemy wparcia bardziej doświadczonych tutorów.

Wnioski:
1.      Jeśli chcesz coś zmienić w szkole – zmień najpierw siebie,
2.      Dyrektor szkoły najpierw sam musi ukończyć szkolenie tutorskie,
3.      Dyrektor szkoły musi wdrożyć nowy system pracy najpierw wobec swoich nauczycieli i innych pracowników szkoły – czyli być tutorem dla swoich podwładnych,
4.      Na kurs tutorski nie można nauczycieli „skierować” – oni muszą chcieć się zmienić i zmienić swój sposób pracy,
5.      Ważne jest, aby stworzyć miejsce i znaleźć czas na rozmowy w gronie tutorów – czyli budować system wsparcia dla pracujących tutorów. Proponować im różne formy wsparcia z udziałem bardziej doświadczonych tutorów, superwizje, spotkania podsumowujące jakiś okres pracy, dodatkowe szkolenia dotyczące szczegółowych zagadnień związanych z tutoringiem itp.
6.      Innowacja wdrożona w szkole jest początkiem pracy i niczego nie zamyka. Otwiera nowe pole pracy w szkole.
7.      Najważniejszą cechą, którą tutor powinien w sobie kształcić jest cierpliwość i świadomość,               że perspektywa jego pracy – to czas dłuższy niż cykl kształcenie w danej szkole czy wynik egzaminu. 


piątek, 6 czerwca 2014




Stowarzyszenie "Wychowanie i Edukacja",  LO ZOK "Profesor"  oraz ZSUiP w Płocku zapraszają na:




III spotkanie
Tutorskiej Akademii Umiejętności
„Czytamy Korczaka”

W programie:
*Podsumowanie dwóch lat z tutoringiem w naszych szkołach,
*Wspólne czytanie fragmentów pism pedagogicznych J. Korczaka,
*Dyskusja, (oraz kawa, herbata, owoce i ciastka)

Zapraszamy tutorów i wszystkich tych, którzy chcą się więcej dowiedzieć o tutoringu – jako metodzie pracy w szkole.


17 czerwca 2014, godzina 12.45,
ZSUiP, Płock, ul. Padlewskiego 2,
sala  25 b (nowy budynek)










środa, 28 maja 2014

Zaskakują nas dobre wieści:)

Jutro świętujemy! 
Podkomisja stała ds. młodzieży w Sejmie RP jutro rozpatrzy informację Ministra Edukacji Narodowej na temat stosowania metody tutoringu w procesie wychowawczym, dydaktycznym i resocjalizacyjnym.
Naszym współpracownikom z Wrocławia, którzy są twórcami metody tutoringu na gruncie polskim - serdecznie gratulujemy i zazdrościmy - oni tam jutro będą:)

Radość i zaskoczenie, bo teraz nikt już nie powie, że to jakaś podejrzana metoda, albo "jakieś czarodziejstwo". Nie dziwcie się. Z takimi opiniami często się spotykamy w Płocku. Wkrótce więcej, na razie trzymam kciuki za przyjaciół z Wrocławia i ich jutrzejszy pobyt w Sejmie:)

poniedziałek, 5 maja 2014

Lustro



„Ona? Z pozoru uśmiechnięta dziewczyna. Każdy nauczyciel, każdy w szkole uważał ją kulturalną, niezwykle miłą dziewczynę. Faktycznie. W szkole taka była. Zawsze ładnie i schludnie ubrana, uśmiechnięta od ucha do ucha. Wszystkim pomagała i nic nie chciała w zamian. Jednak nikt nie znał całej prawdy. Ona udawała. W domu była sobą. Gdy tylko wracała do domu zakładała dres, zmywała makijaż, związywała wysoką kitkę i zamykała się w swoim świecie. Dlaczego taka była?      A jaka miała być? W domu się nie przelewało, rodzice pili, była sama. Nie lubiła nikogo obarczać swoimi problemami, więc wszystkie swoje smutki wylewała w żyletkę bądź w poduszkę. I było tak przez cały czas. Nikt nie zauważył, że jest z nią coś nie tak. Ona umierała w sobie... Nie przejmowała się tym, że nie ma się komu zwierzyć. Całą winę za alkoholizm rodziców zrzucała na siebie. Za każdym razem, gdy tylko widziała ich "pod wpływem",  zamykała się w pokoju. Chciała uniknąć wszelkich kłótni, czy głupich odzywek. Dla nich zawsze była nikim. Matka nie raz wyzywała ją, a ona nie pokazywała, że ją to boli. Cały ból wylewała na żyletkę. Miała ręce całe pokaleczone, całe w bliznach. Nie przejmowała się tym. Pragnęła tylko,        by atmosfera w domu była przyjemna, by wszystko było jak dawniej...                                                   Ale to tylko marzenia... A marzenia pozostaną marzeniami.”
Nie ja jestem autorką tego tekstu. Przytaczam go w całości, poprawiłam tylko kilka drobnych usterek. Napisała go osoba, którą znam. Pomyślcie - ilu takich ludzi znacie?  O wielu z nich nic nie wiemy. Ilu takich grzecznych, miłych uczniów mamy?
W tym tekście jest jedno - kluczowe zdanie:   Całą winę za alkoholizm rodziców zrzucała na siebie.
Dzieci nie wiedzą, że to, co dzieje się w rodzinie złego (alkohol, narkotyki, przemoc, awantury, rozwód) -  to nie jest ich wina. Nie są też w stanie powiedzieć sobie - to nie moja wina, że rodzice się rozwodzą, to nie moja wina, że ktoś mi bliski pije. Taki mały człowiek żyje w nieustannym lęku i poczuciu winy.  Ponieważ te uczucie dominują - zagłuszają inne, normalne (strach, ból, wstyd, radość, rozkosz, zadowolenie, duma). Wyobraź sobie: żyjesz w  odrętwieniu, odczuwasz na przemian paraliżujący strach (sam nie wiesz przed czym) i wstyd ( nie bardzo wiesz, czego się tak naprawdę wstydzisz). Zaczynasz wierzyć, że jesteś beznadziejna/y, nic nie znaczysz, nikogo nie obchodzisz. Nie dbasz o siebie - bo przecież nie jesteś nic warta. Przesadnie dbasz o innych. Zawsze, kiedy musisz wyrazić swoje niezadowolenie, masz poczucie winy. Zawsze myślisz, że robisz coś  źle. Starasz się unikać podejmowania decyzji, bo tego nie umiesz. Zwykła rozmowa przerasta twoje możliwości. Wystąpienie publiczne - to porażka. Myślisz, że nie będą Cię słuchać- bo przecież nie masz nic interesującego do powiedzenia. Ile czasu można tak żyć? Zapewniam, że długo. Pytanie do Ciebie - autorko tekstu cytowanego przeze mnie na początku: czy na pewno chcesz tak żyć? Stań przed lustrem i powtarzaj sobie codziennie rano: to  nie moja wina:) Uwierz, będzie lepiej:)